K-1 Double Impact F 16: dwie gale w Korei! FEG potwierdza naszą informację!
W czasie piątkowej konferencji prasowej 3 września w Tokio organizacja potwierdziła naszą wersję o gali 3 października oficjalnie ogłaszając, iż obie imprezy odbędą się dzień po dniu, to znaczy w sobotę 2 października gala K-1 World GP 2010 -Final 16- dla fighterów wagi ciężkiej i następnie w niedzielę K-1 Word MAX 2010 Final 16. Cała impreza zyskała nazwę K-1 Double Impact F 16 i będzie największym wydarzeniem w historii K-1 bowiem nigdy fakt tak ważnych eliminacji dzień po dniu nie miał miejsca! To fakt bez precedensu w dotychczasowej historii organizacji.
Przyczyna takiego stanu rzeczy jest prozaiczna: obniżenie kosztów poprzez praktycznie jednorazowy montaż sprzętu, wynajmu hali i logistyki transportu. Ogromnie zyskają koreańscy fani K-1 a i uwaga świata tzw. uderzanych sportów walki skupi się na stolicy Korei Seulu, co jest ważne dla azjatyckiego rynku, który do tej pory koncentrował się wyłącznie na Japonii z rzadka przenosząc się na kontynentalną część Azji. Ostatnie kłopoty FEG związane z płatnościami w tej sytuacji, zdają się powoli odchodzić i jest nadzieja na to, że chiński inwestor PUJI Capital nie jest tzw. „papierowym tygrysem”. Również jako pierwsi podaliśmy informację o tym, iż K-1 i Dream zaczyna regulować zobowiązania zawodnikom.
Tłumna kolejka chętnych do udziału w tegorocznej eliminacji Final 16 zdaje się to potwierdzać, chociaż jest wielu takich, którzy o pas mistrza biliby się za darmo, bo wygranie K-1 World Grand Prix czy w ciężkiej wadze czy w średniej (do 70 kg) są bezcenne. Po prostu przechodzi się do historii. Kto nie dowierza, powinien przeczytać to co mówi na ten temat Holender Alistair Overeem, dla którego jest to najcenniejszy pas pośród wszystkich o jakie walczył i walczy. W tym roku miał naprawdę intratne propozycje ze Strikeforce w tym nawet potencjalna walka w MMA z Fiodorem Emelianenko była możliwa do odbycia. Dla ambitnego Alistaira pas K-1 i trafienie do galerii chwały obok Branko Cikatica, Andy Huga czy Marka Hunta, którzy po jednym razie wywalczyli te trofeum jest najważniejszym celem kariery.
Pasa nie ma także Badr Hari i to pomimo, że wielu patrzy na niego jak na mistrza, ale promocja zakochanych w nim mediów i władz K-1 oraz samego szefa It’s Showtime Simona Rutza to jeszcze nie pas. Badr może być tym kim zawsze był Le Banner czy Ray Sefo – zawsze drugim i zawsze niespełniającym nadziei. Bez dwóch zdań serdecznie mu tego życzymy. Na samopocieszenie zawsze może kopnąć kogoś w twarz na ziemi co uwielbia i co końcu spowoduje, że może ktoś kopnie jego. W tym roku przed niepowtarzalną szansą na piąty tytuł stanie Semmy Schilt, który zdominował K-1 na przestrzeni ostatniej dekady lat 2000. Obecnie jest liderem wraz Ernesto Hoostem i posiada cztery tytuły. Trzykrotnie wygrywał Remy Bonjasky, ale w tym roku kłopoty z okiem wyeliminowały go z 90% pewnością z udziału. Być może zakończy nawet karierę ale on już przeszedł do historii.
W lekkim K-1 czyli w K-1 MAX sytuacja jest niesamowicie problematyczna. Wygrać może niemal każdy z przypuszczalnych udziałowców. Koreański ring być może spowoduje, że nie wszyscy sędziowie dostaną skośnych oczu i nie będą promować tylko japońskich gwiazd – co od lat było sporym problemem. Ubiegłoroczny mistrz Giorgio Petrosyan ma problem z dłonią, która była dwukrotnie łamana w ostatnich bojach finałowych K-1 MAX i dodatkowo w walce ze świetnym Tajem Khemem. Nie jest tajemnicą, że częściowo kontuzje powodowane są odwodnieniami przy robieniu wagi a Włoch z ormiańskimi korzeniami „dusił” jej zawsze sporo. Brak leworęcznego Giorgio byłby sporym osłabieniem rangi turnieju.
Jego udział jest niepewny a chrapkę na tytuł ma ponownie Buakaw, który został skrzywdzony w ubiegłym roku gdy rozbił Andy’ego Souwera a mimo to zwycięstwo dano Holendrowi. W finale na Souwera czekał wypoczęty Petrosyan i wygrana z słaniającym się na nogach Andym była bezdyskusyjna. Japońscy włodarze niechętnie patrzą na wszelkie próby wyprzedzenia słynnego Masato w klasyfikacji generalnej w liczbie zdobytych tytułów. I on i Souwer z Buakawem mają po dwa trofea. Oni walczą jeszcze a Masato już pożegnał się z karierą. Być może Buakaw nie dostanie szansy w tym roku, bo nowy faworyt Japonii Yoshihiro Sato chce wyjść z cienia Masato i choć raz wygrać. Zaproszony do gali It’s Showtime w tym roku przegrał (niesłusznie) z rodakiem Buakawa – Pajonsukiem i władze K-1 myślą o srogiej pomście a tym samym zaproszeniu Pajonsuka do walki na japońskich arenach. Ponieważ liczba miejsc (16) jest ograniczona mogą spróbować pozbyć się bezdyskusyjnie najbardziej utalentowanego i ekscytującego fightera w historii K-1 MAX jakim jest Buakaw Por. Pramuk. Czas (niedługi) pokaże czy obawy są słuszne.
Udział Michała Głogowskiego jest pewny. Polak może stać się „czarnym koniem”, ale choćby o jedną wygraną będzie bardzo trudno. Polak podporządkował wszystko temu startowi. Nie udziela się na innych imprezach i starannie przygotowuje się w skupieniu od czasu pamiętnej walki z Remigijusem Morkeviciusem w Warszawie w dniu 28 marca. Na razie nie wiemy kto będzie rywalem polskiego fighera, ale można spodziewać mocnego nazwiska lub co gorsza zawodnika z Korei, bo i tacy będą brać udział w gali. Na razie niepotwierdzone plotki mówią o jednym zestawieniu Artura Kyshenko z Ukrainy z Montje Khamalem z Holandii. Awans mają już Japończycy Nagashima, Sato i Albert Kraus z Holandii. Mamy nadzieję, że dołączy do nich Michał Głogowski.
autor: Przemek Dobiała




















