Marco Huck pokonał Denisa Lebiediewa!
Od początku walki sytuacja była jasna: nacierający Rosjanin pochodzący ze Starego Oskołu, który do tego pojedynku przygotowywał się m.in. z wielkim mistrzem MMA Fiodorem Emelianenko i broniący się niemiecki zawodnik, który uderzał z rzadka, choć czasem celnie. Leworęczny Lebediew zadał znacznie więcej celnych uderzeń ale nie zdołał znokautować mistrza na jego ringu a stare porzekadło mówi, że mistrza trzeba znokautować lub zdominować bezdyskusyjnie i mimo że był lepszy w tym pojedynku – dziwić się nie mógł werdyktowi. Jeszcze stojąc na ringu mikrofony uchwyciły rozmowy jego i jego trenerów, którzy powtarzali: „co możemy zrobić?”. Nic więcej poza znokautowaniem i to jest odpowiedź dlaczego mistrzem pozostał Marco Huck.

Podczas gali walczył także niepokonany na zawodowych ringach mistrz olimpijski w wadze ciężkiej Alexander Powietkin (21-0, 15 KOs), który w dziesięciorundowym pojedynku pokonał na punkty Nicolai Firtha (19-8-1, 8 KOs). Sędziowie punktowali: 98-92, 100-90, 99-91. Sama forma Powietkinka wołała o pomstę do nieba. Nijak nie przypominał zawodnika typowanego do pojedynków o najwyższe cele. Teraz paradoksalnie łatwiej mu będzie dostać wymarzony pojedynek z którymś z braci Kliczko – bowiem oni słyną ze starannego doboru rywali do walki a kiepska forma Powietkina może mu gwarantować taką propozycję ale to pokaże przyszłość. Częściowym usprawiedliwieniem kiepskiego występu podopiecznego Teddy’ego Atlasa (nowy trener Powietkina – przyp. red.) może być to co powiedział po walce, iż złamał rękę w pierwszej rundzie.



















