UFC 140 Jones vs Machida: najlepszy event MMA w 2011 roku! Podsumowanie gali!
18.303 widzów, którzy przyszli do hali miało prawo oczekiwać wielkich walk, bowiem na konto UFC wpłynęło 3,9 mln dolarów z samych tylko biletów. Zdecydowanie można powiedzieć, że nie zawiedli się i chyba była to najlepsza tegoroczna impreza made in UFC. Wielkie nazwiska i wielkie walki poczynając od pierwszego starcia po obronę pasa w pojedynku wieczoru i od niego warto zacząć.

No cóż…wielu liczyło na Lyoto Machidę jak na przysłowiową „ostatnią nadzieję białych”. Brazylijski 32 letni fenomenalny mistrz Karate z fantastycznym timingiem, wielką estymą i tylko dwiema przegranymi na koncie, zdaniem wielu fachowców miał papiery na zwycięstwo nad zawodnikiem, który mimo 24 lat już pokazał wszystkim, że jego kariera nie ma sobie równych. Pas wydarty słynnemu brazylijskiemu zabijace „Shogunowi” Rua, został potwierdzony demolką Quintona Jacksona i to Amerykanin był faworytem w starciu z Lyoto.
Początkowo wszystko szło po myśli Machidy, który wyszedł bardzo skoncentrowany do walki i rozpoczął grę mającą w zamyśle doprowadzić do błędu młodego mistrza. Machida to mistrz kontr, bijący z odwrotnej pozycji i mający tzw. cwaniactwo ringowe we krwi. W wymianie ciosów przepuścił kilka akcji Jonesa i skarcił go na początku walki pokazując, że nie taki diabeł straszny i jest do ogrania. Niespodziewanie okazało się, że w obronnej sztuce warsztat Jonesa ma luki. Machida przechytrzył go, ale nie na tyle by trafić skutecznie i rozstrzygnąć pojedynek w tej fazie. Tym nie mniej na punkty po pierwszej rundzie prowadził. Jones wziął się doi roboty od drugiego starcia i jedną akcją pokazującą jego geniusz rozstrzygnął wynik walki. Obalenie byłego mistrza i atak niszczycielskimi uderzeniami łokciem w parterze otworzyły mu głęboką ranę na głowie. Nawet słynny sędzia „Big” John McCarthy odesłał go na opatrzenie rany co zdarza się rzadko w UFC.

Było jasne, że Lyoto musi postawić wszystko na jedną kartę. Atak krzyżowym uderzeniem, lewy na lewy, niestety bardziej opłacił się Jonesowi i Machida dał się po chwili złapać w pułapkę przy siatce, ratując się przed nokautem. Założone na stojąco gilotynowe duszenie było wyjątkowo skuteczne. Machida nie chciał poddać walki i po chwili stracił przytomność padając na matę po przerwaniu walki jak worek kartofli. Wywrócone i martwe oczy Lyoto wyglądały przerażająco nawet dla widzów o mocnych nerwach. Jones mimo początkowych kłopotów pokazał, że potrafi odwrócić losy walki w mgnieniu oka i jest potwornie groźny. Ma najlepsze warunki fizyczne, wielkie umiejętności w każdej płaszczyźnie a marzenia o detronizacji wszyscy fachowcy muszą odłożyć nie do następnej walki a na dłuższy czas.

Podczas gali nie brakowało także innych wielkich walk, które fani będą pamiętać w wykonaniu legendarnych postaci jak Antonio Rodrigo Nogueira (33-7-1 MMA, 4-3 UFC), który tworzył wielkie karty historii tego sportu na arenach Pride a obecnie w octagonie UFC a wraz z Frankiem Mirem (16-5 MMA, 14-5 UFC) dopisał nowy rozdział w rewanżowym pojedynku. Ta walka poprzedzała main event i była nie mniej dramatyczna. W 2008 roku Nogueira był faworytem walki z Mirem, ale został straszliwie skarcony zaliczając kilka nokdaunów nim ostatecznie Frank zbombardował gwiazdę Pride. Fatalnie dla Nogueiry historia się powtórzyła, mimo dobrego startu Antonia. Stary mistrz trafił lewym i prawym prostym w stójce. Frank był „groggy” jak mówią w bokserskim slangu i zwycięstwo było na wyciągnięcie dłoni. Nogueirze zabrakło instynktu zabójcy by dobić silnego jak tur Amerykanina.

Próbując zmusić go do poddania – wdał się w ryzykowną wymianę parterowych technik jiu-jitsu a po chwili miał założoną dźwignię, która została siłowo wyciągnięta. Nogueira pokazał klasę próbując przetoczyć się, ale Frank nie popuścił i niestety…ręka została złamana w feworze walki przed przerwaniem przez sędziego a najprawdopodobniej po klepaniu poddania przez Brazylijczyka. Mir udowodnił, że czasy finezyjnego jiu-jitsu to przeszłość. W twardych walkach liczy się nie tylko technika a siła i skuteczność. On połączył to wszystko i możliwe, że zakończył karierę „Wielkiego Noga” jak zwą Rodrigo, bo teraz wszystko zależy od lekarzy.

Mniejszy z bliźniaczej pary braci Nogueira czyli Antonio Rogerio Nogueira (20-5 MMA, 3-2 UFC) uratował honor rodu moment wcześniej gdy zdemolował nie mniej legendarnego Tito Ortiza (16-10-1 MMA, 15-10-1 UFC) serwując mu dwukrotnie potężne ciosy kolanami na żebra a później demolując je uderzeniami łokciami. Ortiz mimo potwornego bólu i przy ogłuszającym dopingu kanadyjskiej widowni trwał chwilę pokazując charakter wojownika. Amerykanin jednak jest cieniem zawodnika z przed lat i niewiele mógł wskórać z dobrze nastawionym byłym mistrzem Pride. Nogueira uratował nie tylko honor rodziny czy brazylijskich mistrzów, ale także własny kontrakt, który wisiał na włosku. Tym nie mniej pozostaje w grze, ale chyba na skuteczną walkę o pas trudno mu będzie liczyć.
Mizernie tym razem wypadł doświadczony Brian Ebersole (49-14-1 MMA, 3-0 UFC), który po wojażach w Australii tym razem trafił do Kanady i z miejscowym zawodnikiem Claude Patrickiem (14-2 MMA, 3-1 UFC) stoczył brzydki bój pełen fauli, kopnięć po stopach i dwukrotnie cudem unikając duszenia gilotynowego. Ostatecznie jemu sędziowie przyznali zwycięstwo, ale była to jedna z najmniej ciekawych walk tego wieczora i z kontrowersyjnym werdyktem 2-1 dla Amerykanina.

Rozczarowanie miejscowej widowni było uzasadnione bowiem wcześniej uwielbiani Mark Hominick (20-10 MMA, 3-2 UFC) i pochodzący z Polski Krzysztof Soszyński (26-12-1 MMA, 6-3 UFC) ponieśli druzgocące klęski. Zaskakiwały nie wyniki a tempo z jakim zostali zdemolowani. Chorwat Igor Pokrajac (24-8 MMA, 3-3 UFC) potrzebował zaledwie 35 sekund by pokazać naszemu rodakowi, że biało czerwona szachownica jest lepsza od biało czerwonej flagi na polu walk MMA, bo pod polską banderą został Soszyński zaprezentowany publiczności. Krzysztof wyszedł jak na majówkę, rozluźniony, pozdrawiający publiczność a mało skoncentrowany na walce.
Chorwat nie pokazał wiele, ale proste ciosy przy skoncentrowanej uwadze i braku reakcji Soszyńskiego na wydarzenia wystarczyły na znokautowanie Polaka. Igor trenował z nie mniej renomowanymi zawodnikami niż Soszyński, który terminuje u Dana Hendersona. W przygotowaniach pomógł mu słynny Renato „Babalu” Sobral i jak widać opłaciło się. O ile można mówić o większej kanadyjskiej wpadce to zaliczył ją wspomniany Hominick, któremu Chan Sung Jung (12-3 MMA, 2-0 UFC) zaserwował nokaut w 7-mej sekundzie walki, wyrównując wyczyn Todda Duffeee z 2009 roku.
Tradycyjnie po gali przyznano wyróżnienia i bonusy za walki taryfikowane tym razem 75 tysiącami dolarów. I tak za „Nokaut Wieczoru” otrzymał go Koreańczyk Jung a za „Poddanie Wieczoru” Frank Mir. „Walka Wieczoru” tym razem była walką wieczoru i oczywiście przypadła na Machidę i Jonesa. Imprezę z uwagi na dramatyzm starć, wielkie nazwiska i wielkie pojedynki śmiało można ocenić, jako najlepszy tegoroczny event MMA na świecie i chyba zgodzi się z tym większość fanów poza nielicznymi wyjątkami kilku walk na innych wydarzeniach UFC czy Strikeforce.
Komplet wyników:
Walki eliminacyjne
1. 70 kg.: Mitch Clarke pokonał Johna Cholisha przez TKO (strikes) w 2 rundzie (4:36 min)
2. 77 kg.: Jake Hecht pokonał Richa Attonito przez TKO (uderzenia) w 2 rundzie (1:10 min)
3. 70 kg.: Mark Bocek pokonał Nika Lentza przez decyzję 3-0 (30-27, 30-27, 30-27)
4. 66 kg.: Yves Jabouin pokonał Walela Watsona przez niejednogłośną decyzję 2-1 (28-29, 29-28, 30-27)
5. 77 kg.: Dennis Hallman pokonał Johna Makdessi przez poddanie (duszenie zza pleców) w 1 rundzie (2:58 min)
6. 84 kg.: Costantinos Philippou pokonał Jareda Hammana przez KO (prawy sierp) w 1 rundzie (3:11 min)
7. 93 kg.: Igor Pokrajac pokonał Krzysztofa Soszyńskiego przez KO (uderzenia) w 1 rundzie (0:35 min)
Główna karta:
8. 66 kg.: Chan Sung Jung pokonał Marka Hominicka przez KO (uderzenia) w 1 rundzie (0:07 min)
9. 77 kg.: Brian Ebersole pokonał Claude Patricka przez niejednogłośną decyzję 2-1 (29-28, 28-29, 29-28)
10. 93 kg.: Antonio Rogerio Nogueira pokonał Tito Ortiza przez TKO (uderzenia) w 1 rundzie (3:15 min)
11. 120 kg.: Frank Mir pokonał Antonio Rodrigo Nogueirę przez poddanie (kimura) w 1 rundzie (3:38 min)
Main event
12. 93 kg.: Jon Jones pokonał Lyoto Machidę przez techniczne poddanie (gilotynowe duszenie) w 2 rundzie (4:26 min)




















