Bethe Correia o Rondzie Rousey: Zwycięża, bo wierzy w siebie!
Kobiece MMA w wydaniu UFC doczekało się konfliktu, który w najbliższym czasie może wzbudzać spore zainteresowanie. Siły w nim wydają się być bardzo nierówne, gdyż proporcje rozkładają się 1:4. Tym niemniej osamotniona Bethe Correia (8-0 MMA, 2-0 UFC) wierzy w siebie, gdyż rzuciła wyzwanie grupie znanej jako „The Four Horsewomen”, której liderką jest nie kto inny jak Ronda Rousey (10-0 MMA, 4-0 UFC).

Wszystko zaczęło się od pojedynku Correi z jedną z przedstawicielek wspomnianej wyżej frakcji – Jessamyn Duke (3-2 MMA, 1-2 UFC). Przed nim członkinie „The Four Horsewomen” obrażały Brazylijkę. W oktagonie to Correia triumfowała i pokazując cztery palce, po walce zgięła jeden na znak, iż jedną rywalkę ma już odhaczoną.
W najbliższą sobotę na UFC 177 w Sacramento nastąpi kolejny akt tej rywalizacji: Correia zmierzy się z Shayną Baszler (15-8 MMA, 0-0 UFC). Po ewentualnym sukcesie pozostaną jej jeszcze dwie przeszkody do przejścia: Marina Shafir (1-1 MMA), która dopiero czeka na angaż w UFC oraz danie główne, czyli Ronda Rousey. Fighterka z Brazylii ma pełne przekonanie co do swoich umiejętności, ponieważ liczy na otrzymanie walki mistrzowskiej w niedalekiej przyszłości.
„Nie jestem w UFC po to, by być zwyczajną zawodniczką. Zdobędę tytuł w ten lub inny sposób. Chcę title shota i dostanę go mówiąc lub walcząc albo dzięki obu (sposobom). Chcę tytułu i nikt mnie nie zatrzyma. Myślę, że zasługuję na bój o tytuł. Dzięki kolejnemu zwycięstwu będę mieć rekord 3-0 w UFC. To moje marzenie i o to walczę. Pozwolę im zdecydować. Jeśli uznają, że zasługuję na to, będę zaszczycona tą szansą i zrobię wspaniałe show.”
Rzecz jasna zawodniczka o przydomku „Pitbull” liczy na to, iż o tytuł będzie rywalizować z Rousey. Uważa, iż zna sekret, dlaczego kolejne przeciwniczki są demolowane przez mistrzynię UFC w wadze koguciej.
„Myślę, że mają braki w pewności siebie. Ronda wierzy w siebie, a reszta obawia się jej. Ja nie. To nie jest tak, iż jest lepsza od swoich oponentek, one nie wierzą w siebie. Nie czują, że są lepsze od Rondy. Ona roztacza wokół siebie tę aurę, że jest nie do pokonania. Potrzebuje skonfrontować się z kimś, kto spojrzy jej w oczy i powie „nie pokonasz mnie”. Wszystko co robię, robię z przekonaniem. Nie mówię, że jestem lepsza od innych. Ronda może być bardziej techniczna ode mnie, lecz nie sprawia to, że jestem mniej pewna siebie. W 100% wierzę w to, co robię.”
Wyprawa Correi po „złote runo”, którym jest zmierzenie się z Rousey i wygrana z nią jest jeszcze daleka od realizacji. Póki co rywalki Rondy nie zawiesiły jej wysoko poprzeczki i nie możemy się jakoś doczekać takiej, która naprawdę mocno postawiłaby się Amerykance. Czy zapowiadana przez Brazylijkę pewność siebie, poparta rekordem bez porażek może jej w czymś pomóc? Fighterki takie jak Sara McMann, czy Alexis Davis też miały swoje argumenty przed pojedynkiem z „Rowdy”, lecz gdy doszło co do czego byliśmy świadkami szybkich i jednostronnych pogromów. Dobrze byłoby, gdyby ktoś zmienił oblicze walk z Rousey na bardziej wyrównane, gdyż jej totalna dominacja staje się już bardzo przewidywalna i po prostu nudna.




















