Ciężkim piórem: czeka nas powrót Marcina Najmana
Kolejny tak zwany „freakfight” zamierza widzom zafundować Profesjonalna Liga MMA czyli PLMMA kierowana jednoosobowo przez Mirosława Oknińskiego – jednego z prekursorów polskiej odmiany MMA. Tym razem ma to być starcie najbardziej nielubianego przez polskich fanów Marcina Najmana (1-3) i mistrza olimpijskiego w podnoszeniu ciężarów Szymona Kołeckiego (1-0).

Pojedynek ma się odbyć 7-go października w Toruniu lub Włocławku, zależnie zapewne od tego jak bogatą ofertę i walkę stoczą oba miasta o to doniosłe wydarzenie. Jednym słowem pierniki kontra lakiery, bo z tych produktów oba słyną. Nieważny jakiś tam Kopernik, wszak on nie odkrył MMA.
Wracając do Marcina Najmana, to dokładnie ten sam „El Testosteron” na którego Mirosław Okniński krzyczał w szatni po walce z Robertem Burneiką na MMA Attack 2 w Katowicach w 2012 roku, by zakończył karierę. Ten ją zakończył i wznowił ją na moment w MMA w 2014 roku. Odniósł wówczas nieco zaskakujące zwycięstwo w… PLMMA. Potem oddał się ulubionemu Kickboxingowi, zdobywając na własnej pamiętnej gali, pas nieco dziwacznej organizacji WKU. Ta zajmuje się Karate i Kickboxingiem i Bóg raczy wiedzieć czym jeszcze. Nade wszystko jednak dystrybucją pasów. Jeden trafił do Polski a kilka z nich mają zawodnicy, którzy nawet o tym nie wiedzą – jak mistrz Lumpinee Pakorn z Tajlandii. Zapewne jednak ucieszy się z tak doniosłego trofeum.
To jednak mniej istotne w kontekście gali PLMMA 74, bowiem Najman, który niedawno zamierzał wrócić na walkę z Pawłem „Trybsonem” Trybałą, teraz za rywala będzie miał bardziej renomowanego Szymona Kołeckiego. Tego ostatniego czeka jeszcze starcie z Wojciechem Balejko, który „rzucił mu wyzwanie” na antenie Puls TV po PLMMA 72 i nawet nie przekręcił nazwiska przy wyuczonej kwestii. Bo jak mówi powiedzenie marketingowe: „nieważne jak i co mówią..byle nazwiska nie przekręcali”. Ot takie MMA po polsku. Prosto, nieskomplikowanie i uroczo w swojej prostocie.
A mówiąc zupełnie poważnie, PLMMA chce skorzystać z potencjału marketingowego „El Testosterona”, który ten niewątpliwie posiada i będzie posiadał o ile nie zapragnie zdobyć sympatii, środowiska i widzów. To też taki polski paradoks. Jeśli trafiłeś do danej szufladki, broń cię Panie Boże przed jej opuszczeniem. Stracisz wtedy cały potencjał. Na szczęście w tym teatrze każdy zna swoje role. Szymon Kołecki także, bo zapewne marzy mu się kariera na miarę Pudziana, który demolką Marcina Najmana wszedł w świat MMA. Kołecki miał już 33 sekundowy debiut z „kończącym karierę (?!)” Dariuszem Kaźmierczukiem na PLMMA 72, który nie stawiał oporu, by nie psuć widowiska. W przypadku Wojciecha Balejko – scenariusz może się powtórzyć i z „wyzwania” może wyjść „wezwanie”. Oczywiście na egzekucję. Tak więc emocje gwarantowane jak w westernie. Wiadomo, że dobro zwycięży na końcu. A dobro polskiego MMA przede wszystkim. Ihahahaha…i wio byle do przodu.




















