K-1 World MAX 2010: najniższe ratingi czyli krajobraz po bitwie!
Wsparł go też Masato, który powiedział, że jest pomysł, aby utworzyć nową złotą erę tej formuły. A pracować jest nad czym. Z całym szacunkiem dla Petrosyana, jego walki nie ekscytują widzów tak jak pozostałych dwukrotnych triumfatorów w przeszłości. Petrosyan ma uznanie fachowców, ale walczy nudnie dla widzów. W całej historii MAX,a ta gala miała najniższą oglądalność! Średnia ocena turnieju sięgnęła rekordowo niskiego poziomu 7,6%. Paradoksalnie najwyższą oglądalność miała jedyna walka MMA – mistrza Judo Satoshi Ishii z Katsuyori Shibatą gdy wskaźnik doszedł do 12,1%.
Błędów jest cała masa, bo na domiar złego organizacja przeszarżowała gdy pozbyto się dzięki rzekomo bezstronnym sędziom Artura Kyshenko, który miał najlepsze ratingi oglądalności z wszystkich występujących zawodników – co ciekawsze wyższe niż japońscy a więc rodzimi fighterzy. Jego holenderskiego „pogromcę” Motje Khamala zżarła trema i tyle ugrano na politycznych zagrywkach. Przeciwnik Michała Głogowskiego Yoshihiro Sato jest niemedialny i niekontrowersyjny. Tę drugą rolę pełni inny reprezentant Japonii w finałach. Występujący na konferencjach w damskich ciuchach Nagashima faktycznie ściąga uwagę widzów i jest jakimś kolorytem. Tyle, że z reguły widzowie jak chcą oglądać kobiety lub transwestytów przełączają na inne kanały. Poza tym orzeł w walkach to nie jest. Zambidis spuścił mu manto bo potraktował go po męsku – najpewniej nie brał pod uwagę, że może bić kobietę. Widzowie uwielbiają takich wojowników a nie „damy”.
Czy sytuacja ulegnie poprawie? Już ubiegły rok był kryzysowy. Wówczas galę ratowały wielkie nazwiska i wielka walka Buakawa z Souwerem. Przy braku Masato jakoś sobie jednak poradzono i nie było tragedii. W tym roku zaś nastąpiło pozbycie się czołówki i organizacja przechodzi lifting. Na kreację nowych twarzy trzeba jeszcze poczekać, bo zmiana warty nie dokonuje się nawet w ciągu kilku miesięcy. Szansę na dobry marketing i wzrost akcji ma Polak Michał Głogowski, który prezentuje się nieźle, umie się wypowiedzieć i pokazał w walce z Sato olbrzymie możliwości. Właśnie na takich zawodnikach organizacja może zyskać nawet w Japonii. Jeden Zambidis to za mało by uratować ratingi, ale czas może pomóc kreować nowe twarze. Na to w pierwszej kolejności organizacja powinna zwrócić uwagę. Petrosyan i Sato są tylko pojedynczymi nudnie walczącymi nazwiskami, bo gdyby bijących tak jak oni – było kilku to cały cyrk można by zamknąć po sezonie na amen.



















