K-1 World MAX 2010 -Final 8-: Yoshihiro Sato vs. Michał Głogowski! Finaliści rozstawieni!
Polak w awansował do finału wczoraj (niedziela, 3 października) po dramatycznej i trudnej walce z Tajem Sagatpetchem. W światowym finale K-1 MAX wystąpi po raz pierwszy i jest pierwszym Polakiem, który tego dokonał. Był finalistą GP Europy w 2008 roku i mistrzem świata kickboxerskich organizacji WKN i WAKO. Dla polskiego zawodnika wygranie choćby jednej walki w tegorocznych finałach byłoby życiowym sukcesem. Wygrana nad Sato to byłaby sensacja światowa. Będzie to dużo cięższe niż walka z Sagatpetchem, ale naszym zdaniem może to być zawodnik bardziej pasujący Michałowi niż niski, krępy i szybki Taj, który na dodatek walczył bardzo nieczysto.

Sato wszedł do finału dwa miesiące temu po zwycięstwie nad Yuyą Yamamoto i nie była to jednogłośna wygrana a wymęczone zwycięstwo. W sierpniu walczył ostatni raz pokonując na gali Krush 9 Yuyi Nashiro także na punkty choć tym razem bardziej wyraźnie. Japończyk jest typowym „męczennikiem” w walce. Przy bardzo wysokim wzroście 185 cm i tylko 70 kg wagi, zamęcza rywali niskimi kopnięciami i uderzeniami kolanami, które poza Buakawem i Marcusem Obergiem uderza najlepiej ze światowej czołówki K-1 MAX. Nie jest jednak zawodnikiem nie do przejścia. W tym roku pokonał go Taj Pajonsuk, który na gali It’s Showtime w Amsterdamie stoczył wyrównany pojedynek i sędziowie na fali anty japońskich nastrojów i animozji pomiędzy organizacjami K-1 i Fighting Network dali mu punktową wygraną nad Sato
Jednak wywodzący się z Muay Thai pająkowaty Sato, będzie w Tokio faworytem na swoim ringu. Do tej pory był on numerem dwa japońskiego K-1 MAX ustępując Masato. Sato oficjalnie w K-1 stoczył 26 walk czego 17 wygrał. Największe sukcesy to wspomniane pokonanie Buakawa i Kaoklaia na początku kariery w K-1 MAX. Także w 2008 roku stoczył w półfinale dramatyczną walkę z Masato, rzucając go dwukrotnie na deski w przegranym pojedynku. W zasadzie wówczas balon oczekiwań Japończyków wobec uwielbianego Masato był tak wielki, że nawet gdyby Sato go znokautował to zapewne nie zapobiegłoby to tamtej wygranej. To żart, ale tak czasem wyglądają werdykty i to nie tylko w Japonii. Teraz Japończyk chce na swój rachunek zapisać triumf, bo K-1 tym razem stawia na niego. Ma już 29 lat i czas ucieka mu nieubłaganie.


















