Mark Lieberberg: zakaz MMA w niemieckiej telewizji to sprawka lobby bokserskiego!
Nudne jak flaki z olejem walki braci Kliczko, którzy dają oklep emerytom po przejściach (Shanon Briggs) lub pretendentom, którzy mają iluzoryczne szanse (nie wymieniamy nazwisk by nikogo nie urazić) od dłuższego czasu irytują Niemców, którzy posunęli się nawet do wygwizdywania gwiazd wagi ciężkiej. Mimo globalizacji Europy ukraiński duet nie powala Niemców na kolana i woleliby widzieć bardziej niemieckiego fightera niż kunktatorów i cwaniaków zza wschodniej granicy, którzy poza walką o kasę nie mają głodu sportowych ambicji.
Stacje telewizyjne w swoich słupkach mają proste kombinacje matematyczne – by walkę obejrzały miliony widzów, trzeba wyłożyć miliony i dodajmy coraz większe miliony a to już matematyka. Matematyka promotorów boksu jest inna, chociaż wydawać by się mogło że dwa i dwa to cztery. Dla stacji TV dwa i dwa to dwadzieścia dwa. Dla promotorów to nadal cztery. Aby nadal tyle dostawać trzeba pilnować by po włożeniu dwóch otrzymać cztery a nie wydawać i dojść do dwudziestu dwóch.
Telewizje zakazem, który wprowadzono dostały po łapach za szukanie nowości mających zastąpić nudny cotygodniowy boks z prawie niemieckimi bokserami i paradą kelnerów do bicia, którzy czasem nawet mogą oddać. MMA rozwija się nadal dynamicznie choć mogłoby lepiej. Niemieckie zakazy na pewno spóźniają rozwój w Europie, ale Stary Kontynent to nie tylko niemieckie landy, lobby i bracia Kliczko i w tym cała nadzieja.



















