Miguel Cotto zwycięstwem nad Antonio Margarito ratuje boks?
Walka miała ratować będący w zapaści światowy boks a na pewno boks amerykański gdzie Portorykańczyk i Meksykanin nawiązywali do historii tworzonej przez artystów. Szału nie było tak można to określić, choć kilka rund mogło zachwycić wybrednych kibiców tego sportu. Cotto zrewanżował się wygrywając w 10 rundzie kiedy to zatrzymano pojedynek z powodu zapuchniętego oka Margaritto, który Portorykańczyk prowadził na punkty choć nie bez kłopotów.

Początek to dominacja szybkościowa Cotto i trafiające pojedyncze a czasem podwójne kombinacje w głowę Margarito. Ten postawił na to co najlepiej potrafi czyli uderzenia w tułów i presja. Od trzeciej rundy zaczęło to przynosić efekty, choć Cotto kradł punkty w końcówkach rund inicjując wiele akcji i odchodząc od rywala na nogach. W środkowych rundach 6 i 7 musiał już klinczować by przetrwać napór meksykanina, który niewiele sobie robił z uderzeń Cotto i parł jak czołg. Siły zaczęły się wyrównywać od 8 rundy, bo Cotto złapał oddech i pięknie schodził na nogach po atakach. Efekt zaczęły wywierać też uderzenia bo prawe oko Margarito zapuchło i lekarz już w przerwie 9 rundy miał wątpliwości ale dał szansę Meksykaninowi.
W 10 po długiej naradzie „Tornado” niestety został zatrzymany, bo zdaniem wahającego się doktora groziło to problemem. Cotto obronił pas zdobyty w walce z Yuri Formanem i zemścił się Margarito za porażkę z 2008 roku, choć boksu nie uratował tym pojedynkiem. Warto zwrócić uwagę, że obaj fighterzy zostali pokonani przez Manny’ego Pacequiao i to on jest tym, który ratuje dziś boks.



















