P4P „Musashi Rock Festival”: braterski pojedynek japońskiej gwiazdy!
TOMO nie walczył również od dłuższego czasu, bowiem w 2005 roku zakończył karierę. Animozje miedzy braćmi są tak silne i mają dość długą choć mało znaną historię, w czasach gdy razem trenowali a w trakcie sparingów szły wióry (jak to w rodzinie). TOMO zapowiedział, że z szacunku do brata postanowił jeszcze raz potrenować i stoczyć z nim pojedynek. Musashi nie ma nic przeciwko i jak twierdzi: „walki w rodzinie są stosunkowo za mało eksploatowane.” Jest tu spore pole do popisu jak powszechnie wiadomo i nie trzeba szukać żadnej dodatkowej motywacji, by zaiskrzyło nie tylko w domowych sparingach ale nawet na forum publicznym i sportowym.
Do walki dojdzie na specjalnym evencie Pound-For-Pound „Musashi Rock Festival” w sobotę 23 października w Tokio. Bój będzie jak najbardziej poważny, bo dwurundowy po trzy minuty i jak zapowiadają obaj nikt nie zamierza nikomu odpuścić w tej walce. Nie będzie to też comeback Musashiego na areny K-1 a jedynie „rodzinny wyrównawczy pojedynek.”
Musashi w karierze stoczył 85 walk z czego 49 wygrał. Nigdy nie był wielkim talentem, ale był niezwykle pracowity i zaangażowany w to co robił. Na początku kariery w K-1 z której najbardziej jest znany i startował od 1994 roku tłukł go niemal każdy zagraniczny rywal, aż żal było patrzeć. Potem nastąpiło odbudowanie się głównie na krajowych rywalach i marsz w górę. W 2003 i 2004 roku wszedł na Mount Everest będąc dwukrotnie w finałach w obu przypadkach z Remym Bonjaskym. Przynajmniej raz przegrał niesłusznie co było rekompensatą za walki gdzie japońscy sędziowie i decydenci ciągnęli go za uszy, by wygrywał. Wielokrotnie wykazywał ogromne serce do walki czym odbudował zaufanie kibiców, którzy o dziwo zaczęli go cenić.
Wcześniej był przez to najbardziej nielubianym fighterem, ale fani zapominali, że los japońskiego K-1 był na jego barkach. Za oglądanie japońskich gwiazd stacje i widzowie płacili głównie za transmisje i bilety, napędzając koniukturę. Ostatnie przegrane choć z reguły dobre walki leworęcznego fightera i pojawienie się następcy (Maeda) pokazały że czas odejść i ten niezwykle sympatyczny zawodnik podjął męską decyzję. Na pewno będzie go brakować i miłym faktem jest że czasem o sobie przypomni tak jak w tym wypadku.




















