„Diablo” Włodarczyk pokonał Robinsona!
Na warszawskim „Torwarze” był niemal komplet publiczności i widzowie spodziewali się efektownego zwycięstwa niedawno kreowanego mistrza, któremu starannie dobrano rywala sklasyfikowanego na 10 pozycji tej wagi w organizacji WBC. Widać, że dziewięciu innych rywali miało inne plany i nie miało ochoty Polakom popsuć święta. Atmosferę w hali nakręciły muzyczne akcenty, które zaczął Marek Torzewski (z playbacku) ze słynnym „Do boju Polsko”, potem pojawiły się jakieś raperskie wstawki z wejściem do ringu i oczywiście hymny obu krajów co skoncentrowało czas na jakieś 20-30 minut i walka zaczęła się już po północy.

Sam pojedynek był mało ciekawy a punktacja sędziów jak zwykle w takich wypadkach mocno gospodarska. 117-111 u jednego z sędziów dla Włodarczyka to delikatnie mówiąc przegięcie. Polak faktycznie minimalnie był lepszy i należy dać mu bonus za to, że to Robinson miał atakować pozycję mistrza i faktycznie starał się to robić bardzo aktywnie, aczkolwiek za wielu narzędzi nie miał do tego. Odwrotna pozycja jako mańkuta pozornie miała sprzyjać Amerykaninowi ale na dobrą sprawę przy mocnych uderzeniach Włodarczyka jakimi dysponuje nasz „Diablo” to mogło jemu pomagać i rozstrzygnąć walkę, gdyby doszło do wymian.
A z tym przez całą walkę był problem a przynajmniej ze strony naszego zawodnika, który jak zawsze boksował usztywniony i nie nakręcał tempa, które podgoniłoby tlen w płucach i dało szansę na bardziej zdecydowaną postawę w ringu. Początek walki należał do Amerykanina od drugiej rundy. W piątej przełamał się Polak i miał lekką przewagę do dwóch ostatnich starć ale Robinsonowi nie udało się już nic zdziałać do końca walki w której nic się nie działo co mogłoby poderwać publiczność z krzeseł. W efekcie o werdykcie zadecydowali sędziowie, z których tylko jeden nie dał się oczarować muzyką i punktował 115-113 co było uprzejmością w granicach rozsądku wobec gospodarzy.
Jeśli chodzi o zadowolenie publiczności to plan został wykonany – Polak obronił pas a celebryci i politycy jeżdżący w sobotę po sportowych imprezach w Warszawie mogli być zadowoleni, oni też zapunktowali pokazaniem się w telewizji i na hali w aurze zwycięstwa. Fani boksu mniej ale wiadomo, że oni tu najmniej się liczą, bo znają się na punktowaniu a poza tym widzieli dość słabą walkę – było nie było o pas mistrza świata a to powinno zobowiązywać. Całe szczęście, że to był Robinson a nie np. Cuninngham, bo wtedy byłoby kiepsko. Wielkie uznanie należy się organizatorom i promotorowi Andrzejowi Wasilewskiemu za organizację imprezy i za to, że tytuł pozostał w Polsce. Także Włodarczykowi, który z każdą obroną będzie miał coraz większe kłopoty o ile przyjadą tu lepsi bokserzy a on będzie w takiej dyspozycji jak w sobotę.




















