UFC 121: Brock Lesnar pobity! Cain Velasquez nowym mistrzem wagi ciężkiej! Wyniki!
Pojedynek wzbudził ogromne zainteresowanie mediów i niekończące się dyskusje fanów MMA, stąd oczekiwano go z ogromną niecierpliwością. Obaj zawodnicy mieli podobną początkową drogę sportowej kariery poprzez zapasy uniwersyteckie i walki w lidze NCAA, ale na tym podobieństwa się kończą. Lesnar był mistrzem ligi a 28 letni Velasquez ledwie dwa razy: czwarty i piąty – choć i tak to ogromny sukces w tej kuźni talentów. Trenujący w Minnesocie Brock trafił do wrestlingu na początku dekady lat 2000 zdobywając sporą popularność dzięki monstrualnemu wyglądowi, sile i sprawności fizycznej. W 2007 rozpoczął karierę w MMA a w 2008 podpisała z nim umowę UFC, która niemal od razu dała mu szansę walki z najlepszymi. Mając jedną porażkę i jedno zwcięstwo na koncie w organizacji Brock stanął naprzeciw podstarzałej legendy MMA Randy Couture’a, który dzierżył wówczas pas mistrza i pokonał go w 2 rundzie zostając do dzisiejszego wieczora niepokonanym w octagonie w trzech kolejnych walkach.

Velasquez miał trudniejszą drogę na szczyt tocząc jedną walkę w konkurencyjnej Strikeforce najpierw a dopiero potem krok po kroku w UFC. Przepustkę do walki z Brockiem zdobył nokautując legendarnego Antonio Rodrigo Nogueirę w lutym tego roku. Cierpliwie trenując i czekając 8 miesięcy stanął przed szansą detronizacji mistrza. I to stało się faktem! Cain Velasquez zdemolował Brocka już w pierwszej rundzie obnażając jego braki w wyszkoleniu, zarówno w stójce jak i parterze! Wygrana przez TKO nie przyszła jednak łatwo. Lesnar na początku zaatakował zdecydowanie prezentując nawet kopnięcie kolanem z wyskoku. Potem zaliczył obalenie, ale gdy Velasquez wybronił się z opresji już nie istniał w tym pojedynku stanowiąc tło. Broda którą zapuścił ostatnio nie przyniosła mu szczęścia.
Obalenie w wykonaniu Velasqueza pokazało, że Cain jest nie gorszy w tym elemencie niż mistrz zapasów. Serie uderzeń, po których Brock zatańczył w ekwilibrystyczny sposób po czym padł na matę rozpoczęło dzieło zniszczenia. Dodatkowo kopnięcie kolanem z klinczu i demolka uderzeniami w parterze nie pozwoliły mu na powstanie i podjęcie walki. Cain nie wypuścił szansy z rąk tak jak kilka miesięcy temu Shane Carwin, który bił Brocka nie słabiej a mimo to nie zakończył akcji i ten zdołał wstać. Tym razem nie miało to miejsca, bo potomek wojowniczych Azteków Velasquez był bardziej wyrachowany i precyzyjny. Słynie też z ogromnej wytrzymałości – co było ważne dla zrównoważenia potwornej siły Lesnara. Te wszystkie zalety w sobotni wieczór otworzyły mu drogę na szczyt Mieszanych Sztuk Walki a tron UFC jest takim Mount Everestem na jaki wdrapał się Cain. Ogromnie ucieszył tym zwycięstwem swoich pobratymców, którzy w hali Honda Center mieli nawet flagi narodowe z napisem UFC. Organizacja stała się tym samym spoiwem i terenem dla nowej ery mistrza wagi ciężkiej jak już prorokują media w USA. Lesnar według różnych szacunków miał otrzymać nawet do 5 mln dolarów za ten pojedynek po zsumowaniu przychodów ze sprzedaży PPV i to byłoby rekordem wszechczasów w MMA a tym bardziej w nieprzepłacającej zawodnikom organizacji Ultimate Fighting Championship. Na pożegnanie z tronem to spora kwota i otrze łzy niezbyt lubianego przez resztę zawodników olbrzyma.
Przed główną walką toczyły się inne bardzo ciekawe starcia w mocno tym razem obsadzonej gali. Nowy nabytek UFC Jake Shields (26-4-1), który w glorii mistrza Strikeforce przyszedł do konkurencji – stoczył w debiucie ciężką walkę z duńskim zawodnikiem Muay Thai Martinem Kampmannem (15-4). Uniwersalny wagowo Shields zaryzykował występ w niższej kategorii półśredniej odchudzając się nieco. Ku zaskoczeniu wszystkich od początku dominował Kampmann broniąc się sprowadzeniami i gilotynowymi uchwytami, z czym Shields sobie kiepsko radził przez dwie rundy oddając pole. Dopiero końcówka trzeciej rundy przypominała, że to walczy mistrz drugiej co do wielkości organizacji MMA na świecie i posiadacz czarnego pasa Jiu-Jitsu. Shields finiszem przechylił szalę na swoją stronę wygrywając niejednogłośnie i wywołując dezaprobatę widowni, która miała zgoła inne odczucia po werdykcie co do zwycięzcy i chyba była bliższa prawdy, ale jak wiadomo: niezbadane są decyzje sędziów.
Kibice przecierali oczy ze zdumienia przy występie słynnego Diego Sancheza (22-4) z brazylijską sensacją wagi półśredniej Paulo Thiago (13-2). Przydomek „Nocny Koszmar” okazał się właściwy i wiele mówiący Brazylijczykowi, który tylko w pierwszej rundzie był równorzędnym rywalem dla Amerykanina z korzeniami meksykańskimi. Od momentu kapitalnego wyniesienia i rzutu o matę jaki wykonał Sanchez – Thiago już nie istniał przegrywając z kretesem na punkty. Zdecydowanie był to udany powrót Sancheza po niepowodzeniach jakich doznawał ostatnio.
Weteran i były mistrz UFC Tito Ortiz (15-8-1) był cieniem siebie w pojedynku z głuchoniemym zawodnikiem Mattem Hamillem (10-2 ), któremu zarzucał trochę przed walką nadużywania tej wady w mediach. Matt najwyraźniej tego nie słyszał i nie słyszał też pewnie, że walczy z wielkim mistrzem, bo dawał mu lekcję przez trzy rundy. W zasadzie walka była jednostronna i w żaden sposób Ortiz nie był w stanie zagrozić Hamillowi. Publiczność dopingowała lubianego w Kalifornii Tito do wysiłku, ale nie dało to wiele.
Podobnie działo się w pojedynku brazylijskiej gwiazdy Gabriela Gonzagi (11-6) i młodego wilka jakim jest Brendan Schaub (7-1) – finalista programu The Ultimate Fighter 10. Schaub rzucał silnego jak tur Brazylijczyka na deski kilkakrotnie podkreślając tym dominację nad znacznie cięższym rywalem. Podobać się mogły serie uderzeń, którymi Schaub trzymał Gonzagę przy siatce klatki. Gonzaga chyba zrozumiał, że idą nowe czasy w najcięższej kategorii i dla niego to są ciężkie czasy.
Poza główną kartą walk warto podkreślić wygraną Chrisa Camozzi (14-3) nad byłym rywalem Pawła Nastuli z czasów Sengoku – Dong Yi Yang (9-1) z Korei, który przegrał jednak nieznacznie na punkty w niełatwym debiucie w USA i UFC. Nowego zajęcia będzie musiał chyba poszukać sobie Holender Gilbert Yvel (36-15-1), który przegrał po serii ciosów w parterze z Jonem Madsenem (7-0). Była to trzecia porażka byłego zawodnika Pride. Podobnie Kanadyjczyk Patrick Cote (13-7), który przegrał z Tomem Lawlorem (7-3). Cote to były pretendent do pasa mistrzowskiego w wadze średniej.
Galę obejrzało w hali 14.856 widzów wnosząc do kasy ponad 2 mln dolarów. Było zatem z czego płacić fighterom choćby bonusy za tradycyjne wyróżnienia. Tym razem płacono po 70 tysięcy i za „Nokaut Wieczoru” otrzymał go oczywiście Cain Velasquez. „Poddanie Wieczoru” stało się udziałem Daniela Robertsa, który poddał efektownym „duszeniem anakondy” Mike Guymona. „Walka Wieczoru” to oczywiście starcie Diego Sancheza i Paulo Thiago ale i tak wszyscy wiedzą, że walka wieczoru tej gali to walka wieczoru Cain vs. Brock.
Komplet wyników:
Main event
265 lbs.: Cain Velasquez pokonał Brocka Lesnara przez TKO (uderzenia) w 1 rundzie (4:12 min)
Główna karta
170 lbs.: Jake Shields pokonał Martina Kampmann przez niejednogłośną decyzję 2-1 (28-29, 30-27, 29-28)
170 lbs.: Diego Sanchez pokonał Paulo Thiago przez decyzję 3-0 (30-26, 29-28, 29-28)
205 lbs.: Matt Hamill pokonał Tito Ortiza przez decyzję 3-0 (29-28, 29-28, 30-27)
265 lbs.: Brendan Schaub pokonał Gabriela Gonzaga przez decyzję 3-0 (30-27 x 3)
Walki eliminacyjne
185 lbs.: Court McGee pokonał Ryana Jensena przez poddanie (arm triangle choke) w 3 rundzie (1:21 min)
185 lbs.: Tom Lawlor pokonał Patricka Cote przez decyzję 3-0 (30-27, 30-27, 30-27)
170 lbs.: Daniel Roberts pokonał Mike Guymona przez poddanie (anaconda choke) w 1 rundzie (1:43 min)
155 lbs.: Sam Stout pokonał Paula Taylora przez niejednogłośną decyzję 2-1 (28-29, 29-28, 30-27)
185 lbs.: Chris Camozzi pokonał Dong Yang Yi przez niejednogłośną decyzję 2-1 (28-29, 29-28, 29-28)
265 lbs.: John Madsen pokonał Gilberta Yvela przez TKO (uderzenia) w 1 rundzie (1:48 min)




















