UFC 121: Brock Lesnar vs. Cain Velasquez! 23 października w Anaheim!
Pojedynek Lesnara i Velasqueza był już awizowany podczas ostatniej gali UFC 116 w Las Vegas, 3 lipca – nieznany pozostawał tylko termin i miejsce pojedynku. Od wczoraj wszystko jest jasne. Lesnar, którego kariera nie ma sobie równych pod względem marketingowym już w trzecim wygranym pojedynku zdobył pas mistrza wagi ciężkiej (ponosząc przy tym też jedną porażkę) z rąk legendy 45 letniego wówczas Randy’ego Couture. Po zbiciu tego starszego pana, w kolejnej walce zrewanżował się swojemu pogromcy Frankowi Mirowi i pokazał, że jednak nie tylko starszych ludzi potrafi pokonywać. W ostatnim zaś pojedynku, z wyłonionym przez UFC w ogniu walki posiadaczem pasa tymczasowego Shane Carwinem, był na skraju klęski a jednak odwrócił losy pojedynku w drugiej rundzie poddając rywala.

Cain Velasquez na prawo do walki o pas mistrza nie szukał w zakulisowych roszadach i marnych uzasadnieniach przed fanami. Nie miał też za sobą kariery w WWE jako wrestler i doświadczenia w zdobywaniu pasa mistrzowskiego poprzez np. walenie krzesłami po głowach. Zamiast tego posiadał solidne podstawy z ligi uczelnianej w zapasach (NCAA) i tu ma wspólny rys z Brockiem, ale dalej dzieli ich wszystko. Velasquez pokonywał kolejnych sześciu rywali w UFC zdecydowanie i bez wątpliwości. Ostatni Antonio „Minotauro” Nogueira to ekstraklasa światowa i trudno o bardziej legendarne nazwisko a mimo to z Veasquezem nie wytrzymał rundy idąc na wymianę ciosów w której poległ podczas australijskiej gali UFC 110 w Sydney. Velasquez to potomek meksykańskich Azteków w dalekiej linii do czego sam się przyznaje i podkreśla z dumą. Emocjonalnie też związany jest z łacińską częścią Ameryki. Trudno się temu dziwić bo pochodzi z Salinas w Kalifornii, gdzie mieszka spora rzesza emigrantów z Meksyku. Oni będą główną siłą Velasqueza w walce z Brockiem i trudno sobie nawet wyobrazić reakcję hali na wejście swojego idola.



















