UFC 126 „Silva vs. Belfort”: Anderson „Wielki” Silva! Belfort trafiony! Wyniki!
Brazylijczyk za ten wyczyn otrzymał nagrodę 75 tysięcy dolarów za „Nokaut Wieczoru” choć zapewne ta akcja zasługuje na miano „Nokautu Roku”. Zanim jednak doszło do walki wieczoru 10,893 widzów w Mandalay Bay oglądało chyba jedna z najciekawszych gal UFC w ostatnim czasie poczynając od kart walk eliminacyjnych a na walce wieczoru kończąc. Poniżej krótki opis najciekawszych wydarzeń:


Wiele obiecywano sobie po debiucie japońskiej gwiazdy Dream i K-1 Norifumi „Kida” Yamamoto (17-4). Japońska prasa od kilku tygodni bombardowała informacjami o jego możliwym dobrym debiucie i oczekiwaniach. Niestety ani jedno ani drugie nie zostało spełnione, co już powoli staje się tradycją w przypadku gwiazd z Kraju Kwitnącej Wiśni na arenach UFC. Amerykański zapaśnik Demetrious Johnson (8-1) robił co chciał z gwiazdą od pierwszej rundy. Tylko w pierwszym starciu „Kid” był trzy razy obalony, dodatkowo złapał kilka ciosów i musiał ratować się pasywnym klinczem na przetrwanie. Kolejne rundy nie zmieniły obrazu walki i sędziowie nie mieli problemów z wytypowaniem zwycięzcy, którym został Johnson. Pojedynek ten otworzył współpracę portalu Facebook z UFC, bowiem na społecznościowym portalu był do obejrzenia na żywo.
Za „Walkę Wieczoru” uznano bój Paula Kelly (10-5) i Donalda Cerrone (13-3). Były mistrz WEC „Kowboj” Cerrone nie dał szans w drugiej rundzie Anglikowi poddając go efektownym duszeniem. Także drugi Japończyk Michihiro Omigawa (10-9-1) nie zapisze tego wieczora sobie na plus. Chad Mendes (10-0) wypunktował go w trzy rundowym boju i japońska armia zaciężna odpłynie do ojczyzny bez zwycięstwa.
Kompletną nudą okazał się debiutancki pojedynek wielkiej gwiazdy wchłoniętej przez UFC organizacji WEC Miguela Torresa (39-3) z Antonio Banuelosem (18-7). Przez trzy rundy mający olbrzymią przewagę zasięgu ramion i wzrostu Torres „pykał” w swoim stylu nie wdając się w wymiany. Bezradny Bunuelos także nie kwapił się z podjęciem ryzyka, nic więc dziwnego, iż pod koniec drugiej rundy publiczność buczała z dezaprobatą nie przez stając także w trzeciej. Pod koniec pojedynku Bunuelos rzucił się do bezwładnego ataku, prezentując chaotyczną serię uderzeń i o dziwo niewiele brakowało by coś „ustrzelił”, na szczęście dla Torresa i nieszczęście dla widowiska poza obrotówką Antonia tnącą powietrze o wiele metrów za daleko nic się nie wydarzyło. Władze UFC chyba szybko wyciągną wnioski z tej kiepskiej reklamy przejętej WEC i możliwe, że Torres poczeka trochę na wejście ponownie do głównej karty walk.
Świetna była pierwsza runda w wykonaniu Amerykanina Jake Ellenbergera (23-5) i Brazylijczyka Carlosa Eduardo Rocha (9-1). Obaj mieli swoje szanse i sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Obaj świetnie wyszkoleni w parterze, podejmowali też ryzykowne akcje w stójce. Celował w tym szczególnie Rocha, który popisywał się wysokimi kopnięciami. W parterze radził sobie znacznie lepiej niż rywal i miał szansę na poddanie w końcówce rundy gdy w ekwilibrystyczny sposób przetoczył się i wyciągał dźwignię na rękę, co jednak mu się nie udało, ale wygrał to starcie. Drugą rundę uporządkował jednak Ellenberger i nie dał poszaleć Brazylijczykowi. Na koniec zaliczył też obalenie i runda należała do niego. Trzecią Rocha zaczął od dobrych niskich kopnięć, z którymi nie radził sobie Amerykanin. Obawiając się parteru bronił się przed sprowadzeniami i postawił na bokserskie uderzenia. Optycznie przeważał, ale efektów wielkich w tym nie było. W końcówce wykorzystał doświadczenie obalając rywala i kontrolując walkę niemal do końca. Decyzja nie była jednogłośna i 2-1 wygrał Jake Ellenberger. Rocha doznał pierwszej porażki w karierze a Ellenberger wygrał po raz 23.

Na wynik kolejnego starcia oczekiwała cała dywizja wagi półciężkiej (93 kg), bowiem spotkali się w niej pretendenci do najważniejszych tytułów na razie stojący na zapleczu najlepszych i uznanych sław. Niewiele brakowało by Jon Jones (12-1) wygrał walkę z Ryanem Baderem (12-1) już w pierwszej minucie walki gdy udało mu się założyć odwrotne duszenie i Bader był bez dostępu powietrza broniąc się rozpaczliwie. Udało mu się wybronić z piekielnych kłopotów, ale po chwili walki w stójce i nieudanym wejściu w nogi znów miał problemy. Przegrał to starcie ewidentnie. W drugiej rundzie Bader był zagubiony dając sobie narzucić styl walki Jonesowi. Spóźniał ataki i nie wyczuwał timingu. Na 1,5 minuty przed końcem dał się obalić i założyć sobie duszenie gilotynowe. Po krótkim oporze uległ typowanemu na wielką gwiazdę Nowojorczykowi. Po walce na arenę zaproszono aktualnego mistrza wagi półciężkiej Mauricio „shoguna” Rua i zapytano czy chce walczyć, na co uwielbiany na całym świecie fighter brazylijskiego Chute Boxe powiedział „i’m professional fighter – no problem” – to chyba nie wymaga tłumaczenia i chyba doczekamy się takiego starcia. Jones otrzymał wyróżnienie za „Poddanie Wieczoru” i bonus w wysokości 75 tysięcy dolarów.
W poprzedzającej main event walce spotkało się dwóch rzemieślników i zarazem byłych mistrzów wag półciężkiej i średniej Forrest Griffin (18-6) i Richa Franklina (27-6). Pojedynek był trochę powrotem w przeszłość i przypomnieniem dokonań obu zasłużonych dla UFC fighterów. Pierwsza runda zakończyła się jednym obaleniem na korzyść Griffina i tłuczeniem ile wlezie na ziemi nauczyciela matematyki jakim jest w prywatnym życiu Franklin. Do końca rundy Griffin robił to o czym marzy wielu uczniów tego trudnego przedmiotu w stosunku do swoich nauczycieli. Na szczęście Rich bronił się dobrze i przetrwał bez wielkich strat choć tej rundy nie mógł zapisać sobie na plus przy nawet tak dobrej znajomości matematyki. W drugiej rundzie był bliski nokdaunu, ale cudem utrzymał się na nogach. Ta ruda też była w kategorii minusów dla niego. W trzeciej postawił wszystko na jedną kartę, ale Forrest nie zamierzał odpuszczać, choć słabł w oczach i bronił się resztką sił. Franklinowi nie udało mu się go przełamać i decyzja przyznająca zwycięstwo rywalowi była w pełni uzasadniona.

Pisaliśmy o tym na wstępie, ale warto to podkreślić jeszcze raz: to było niesamowite co zrobił brazylijski mistrz Anderson Silva (27-4) w obronie pasa mistrzowskiego przeciwko swojemu rodakowi Vitorowi Belfortowi (19-9) i raczej trudno tu znaleźć właściwe określenie. Po prostu to jest cały Anderson. Można go nie lubić, można go uwielbiać – zależy kto co lubi, ale nie można odmówić mu wielkości. Po prostu kiedy myślisz, że ten facet pokazał już wszystko i wielu zapowiada, że się skończył zaskakuje cię czymś takim do czego trudno znaleźć określenie. Ponoć w walkach MMA widziano już prawie wszystko, ale chyba w walce o pas mistrza tak spektakularny nokaut się jeszcze nie przydarzył. Obaj słyną jako zawodnicy, którzy potrafią mocno uderzyć. W tym pojedynku było widać i respekt i taktykę.
Czarowanie trwało sporo czasu i w miarę upływu sekund a później minut zaczarować dali się wszyscy włącznie z sędzią. Mimo, że minęła pierwsza minuta i nie padł żaden cios nie ponaglał on zawodników, bo było widać, że coś wisi w powietrzu. Kolejna minuta nie wniosła niczego poza jedną nieśmiałą próbą kopnięcia przez Vitora. W kolejnej Anderson zaczął komicznie wymachiwać rękoma pokazując jak szybkie mogą być nawet bez uderzeń. Belfort nie reagował natomiast poszedł do ataku, który był połowicznie skuteczny. Silva raz skontrował niskim kopnięciem w odpowiedzi na atak „Phenoma”. Miał on rację gdy mówił w wywiadach, że to będzie partia szachów.
Gdy wydawało się, że zawodnicy będą wymieniać kolejne ruchy Anderson bez wysiłku i ze swobodą wyprowadził na wchodzącego i lekko pochylonego rywala rzadko stosowane w MMA frontalne kopnięcie prosto w szczękę. Dodatkowo zrobił to lewą nogą, co kompletnie zaskoczyło Belforta. Efekt był porażający – mistrz nokautu za jakiego zawsze uchodził Belfort złożył się jak „żółty jesienny liść” po czym zainkasował jeszcze kończące uderzenie pięścią dla formalności! Trudno tu mieć pretensje do sędziego, bo trwało to ułamki sekund a i sam Anderson wyczuł, że jest już po walce. Trudno pamiętać nawet czy padło sakramentalne „it’s all over”, które kończy każdą walkę komentator UFC. Publiczność w Mandalay Bay Event Center milczała jak zaklęta co zdarza się niezmiernie rzadko. Po walce obaj zachowali klasę i pokazali, że urazy oraz nerwy sprzed pojedynku nie mają już wpływu na wzajemny szacunek. To był wielki pojedynek dwóch wielkich mistrzów i mistrzowskie zakończenie!
Komplet wyników:
Walki eliminacyjne
1. 170 lbs.: Mike Pierce pokonał Kenny Robertsona przez TKO (uderzenia) w 2 rundzie (0:29 min)
2. 205 lbs.: Kyle Kingsbury pokonał Ricardo Romero przez TKO (uderzenia) w 1 rundzie (0:21min)
3. 155 lbs.: Paul Taylor pokonał Gabe Ruedigera przez KO (uderzenia) w 2 rundzie (1:42 min)
4. 135 lbs.: Demetrious Johnson pokonał Norifumi „Kida” Yamamoto przez decyzję 3-0 (29-28, 30-27, 30-27)
5. 145 lbs.: Chad Mendes pokonał Michihiro Omigawę przez decyzję 3-0 (30-27, 30-27, 30-27)
6. 155 lbs.: Donald Cerrone pokonał Paula Kelly przez poddanie (rear-naked choke) w 2 rundzie (3:48 min)
Główna karta
7. 135 lbs.: Miguel Torres pokonał Antonio Banuelosa przez decyzję 3-0 (30-27 x 3)
8. 170 lbs.: Jake Ellenberger pokonał Carlos Eduardo Rocha przez niejednogłośną decyzję 2-1 (27-30, 29-28, 29-28)
9. 205 lbs.: Jon Jones pokonał Ryana Badera przez poddanie (guillotine choke) w 2 rundzie (4:20 min)
10. 205 lbs.: Forrest Griffin pokonał Richa Franklina przez decyzję 3-0 (29-28, 29-28, 29-28)
Main event
185 lbs.: Anderson Silva pokonał Vitora Belforta przez KO (front kick) w 1 rundzie (3:29 min)




















