UFC 127: Rich Franklin vs. Forrest Griffin?
Franklin to były mistrz wagi średniej, którego zdetronizował Anderson Silva, później dołożył mu jeszcze Vitor Belfort i Rich będący w cywilu nauczycielem matematyki przekalkulował, że w wadze półciężkiej będzie mu łatwiej. W międzyczasie walczył też w kategorii przejściowej 195 funtów, bo nerki odmawiały już posłuszeństwa i przepompowywania hektolitrów potu i wody przy robieniu wagi. Dyskusyjna wygrana z Wanderleiem Silva tylko utwierdziła go w tym, że lepiej szukać szczęścia wśród półciężkich rywali. Ostatni pojedynek to efektowna wygrana i dopisanie się do dość długiej listy szczęśliwców, którzy mogli sobie uderzyć Chucka Liddella i zobaczyć w którą stronę się złoży? Czy jak żółty jesienny liść czy też od razu do szpitalnego łóżka.
Ta zabawa przypominająca walenie w gruszkę w wesołym miasteczku kosztowała Richa złamanie ręki więc i sam Chuck też coś na tym ugrał i udowodnił, że szczękę ma dość twardą, choć mocno nieodporną. Powrót lubianego przez fanów fightera zapewne ściągnie na trybuny spore rzesze ludzi, którzy jedyne bogactwo zobaczą przy jego imieniu a przy okazji zostawią sporo dolarów w kasie i kasynie. I na to stawia UFC.
Forrest Griffin z kolei miewał wzloty i upadki w ostatnich latach a na pewno miewał też kontuzje. Anderson Silva złamał mu szczękę bez wysiłku ośmieszając go w walce a było nie było Forrest, krótko był nawet mistrzem UFC i kiedyś co jest dziś niemal niewiarygodne pokonał Mauricio „Shoguna” Rua. Ostatni pojedynek Forresta to rewanż z Tito Ortizem i o dziwo wygrana z nim na punkty z czym były gwiazdor nie mógł się pogodzić. Ostatnio Forrest napisał książkę ale niestety ngrodę Nobla w dziedzinie literatury dostał dziś Mario Vargas Llosa. Jednak tej porażki nie da się wpisać w rekord kariery.
Podsumowując zestawienie o ile dojdzie ono do skutku i trzymając żartobliwy ton warto zwrócić uwagę, że raczej nie są to już kandydaci do powrotu na tron chyba że kolejna fala kurzej, świńskiej czy innej byczej grypy zatrzyma dość szeroką grupę lepszych zawodników w tej drodze ale nazwiska Griffina i Franklina trzymają się nieźle na giełdzie UFC i zawsze przyciągną amerykańskich fanów a to podstawa biznesu a nie jakieś tam sportowe aspekty. Chyba raczej nikt w najbardziej proroczych snach nie przewiduje scenariusza powrotu na tron któregoś z obu wymienionych fighterów?




















