UFC Rio: Forrest Griffin vs. Mauricio Rua II
Obaj zawodnicy spotkali się na gali UFC 76: „Knockout” we wrześniu 2007 roku. Rua przystępował do walki jako mistrz organizacji Pride i do historii przeszły tytuły straszące Forresta Griffina „Run Forrest, run”, będące nawiązaniem do słynnego cytatu z filmu „Forrest Gump”. Pechowo dla Brazylijczyka Forrest nie zamierzał uciekać i po przetrwaniu dwóch rund ataków poddał Mauricio Ruą! To był swoisty szok i rozgorzały dyskusje o wyższości UFC nad Pride, które zostało wówczas przejęte. Rua powrócił do gry po 16 miesiącach kontuzji kolana, choć i do walki z Griffinem nie przystępował w pełni sprawny jak się okazało.

Kolejno w dobrej formie zdemolował Marka Colemana, Chucka Liddella i stoczył dwa boje z Lyoto Machidą, gdzie w rewanżu odebrał mu pas. Nie cieszył się nim długo, bo po pierwsze doznał znów ciężkiej kontuzji okupionej operacją i wielomiesięczną przerwą, po której był cieniem fightera jakiego zawsze pamiętali fani. W zasadzie na siłę wypchnięto go do walki, która powinna odbyć się za kilka miesięcy z medycznego i sportowego punktu widzenia. Wykorzystał to młody Jon Jones, który obił straszliwie Ruę w marcu tego roku i zabrał mu pas mistrza.
Forrest jest na swój sposób legendą UFC, jeśli tak można określić tego solidnego rzemieślnika. Triumfator pierwszego i ponoć najlepszego programu The Ultimate Fighter, miewał lepsze i gorsze momenty w karierze. Szczyt to zwycięstwo nad Ruą i odebranie pasa faworyzowanemu Quintonowi Jacksonowi. Porażki to strata pasa z Rashadem Evansem w grudniu 2008 roku i upokorzenie jakie zafundował mu Anderson Silva na UFC 101, gdy trafiał go ze swobodą w każdej niemal akcji, aż bezradny Forrest leżąc pokazał by Anderson nie dobijał go po nokdaunie. Wydawało się, że to koniec kariery ambitnego choć mocno już rozbitego wojownika, ale wykorzystał szansę rewanżu z Tito Ortizem i w tym roku zwyciężył cenionego Richa Franklina co pokazało, że może jeszcze toczyć twarde walki.




















